- 27 kwietnia 2023
- 343 Views
- 0 Likes
„Szlakiem dawnych zabytków, które chcemy ocalić od zapomnienia…”- laureatki powiatowego konkursu literacko-plastycznego
Już po raz 21 odbywa się powiatowy konkurs plastyczno-literacki dla szkół podstawowych pod hasłem OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA, pomysłodawcą którego jest Milanowska Prywatna Szkoła Podstawowa w Milanówku. Ideą tego przedsięwzięcia jest zamysł, aby z terenu naszych gmin: Grodziska Mazowieckiego, Milanówka, Brwinowa, Podkowy Leśnej, Nadarzyna i innych gmin Mazowsza wiele zaniedbanych, czasem wręcz zrujnowanych obiektów architektury utrwalić w pracach literackich bądź plastycznych. Zdewastowane przez ludzi – zachowały jeszcze ślady urody. Inne, opuszczone przez użytkowników, zostały wzięte we władanie przez przyrodę. Celem jest utrwalić te miejsca, namalować je, opisać, a tym samym – przyczynić się do ich ocalenia.
Uczniowie z naszej szkoły wzięli udział w wyżej wspomnianym konkursie i uzyskały 3 miejsca na podium, Są to Tosia Bonikowska – konkurs literacki i Nina Halacz – konkurs plastyczny.
Zapoznajmy się z ich pracami. Gratulujemy sukcesu!
Szlakiem dawnych kupców Grodziska Mazowieckiego
Dziś wybrałam się z babcią na spacer szlakiem starych sklepików, o których nikt dzisiaj już nie pamięta. Moja babcia, Barbara Bonikowska z domu Pasternak, pochodzi z rodziny kupieckiej. W 1941 roku pradziadek, Stanisław założył w Grodzisku Mazowieckim, przy ulicy 11 Listopada, mydlarnię. Sklepy podobnej branży otworzyli również wujkowie Mieczysław Skupiński i Witold Szałwiński. Ulica 11 Listopada (dawniej Niepodległości) i Plac Wolności były centrum handlowym miasta. Szłyśmy od kościoła świętej Anny, babcia opowiadała, a w mojej wyobraźni ukazał się świat dawnych sklepów. Niektóre z nich mieściły się w starych, drewnianych, już nieistniejących domach. Najstarsi mieszkańcy Grodziska na pewno pamiętają sklep pani Tuszyńskiej, w którym sprzedawano najlepsze w świecie Krówki z Milanówka. Przeszłyśmy z babcią przez ulicę Sienkiewicza i wstąpiłyśmy na rurki z kremem u pani Przanowskiej, potem minęłyśmy zakład kapeluszniczy pani Jasińskiej, zegarmistrza pana Kierejewskiego, mały sklepik z galanterią pani Poaneckiej, rodzinną mydlarnię Skupiński i Szałwiński, sklep z koszykami pani Smolińskiej, pasmanterię pani Gradowskiej i pana Patejko, mydlarnię pana Tondery i sklep z galanterią pani Wróblowej (w galanterii można było kupić ubrania i dodatki dla dzieci i dorosłych). W niewielkim, murowanym domu, mieściła się piekarnia pana Opłatka i sklep z warzywami państwa Świerczewskich. Podążając w stronę stacji, wstąpiłyśmy na lody do pana Ciuciury i do składu aptecznego, gdzie podziwiałyśmy witrynę pełną buteleczek i kolorowych słoiczków, wypełnionych przeróżnymi suplementami i ziołami. Stąd już widać dom, w którym był sklep mojego pradziadka. W nim można było kupić materiały, potrzebne do remontowania i sprzątania mieszkań, szczotki i pędzle, w tym artystyczne, które pradziadek zamawiał specjalnie dla grodziskiego artysty malarza, Szczepana Brozycha. Sklep oferował również ręcznie zdobione bombki świąteczne, po które w okresie bożonarodzeniowym przyjeżdżali klienci nawet z dalszych okolic miasta. Firma cieszyła się ogromną popularnością i istniała do końca lat 90-tych. Podążając trasą torów kolejki WKD, wytyczoną niegdyś przez środek deptaka, doszłyśmy do stacji. Babcia wspominała piękną księgarnię w kamienicy państwa Zaborowskich. Stąd już niedaleko do ulubionej cukierni niejednego grodziszczanina, babcia na samą myśl uśmiechała się z nadzieją na najlepsze ciasto u państwa Koneckich. Minęłyśmy aptekę na 1-go Maja, która istnieje do dziś. Tu już kończy się nasz spacer. Po powrocie do domu rozmyślałam, jak wyglądało moje miasto w latach pięćdziesiątych – sześćdziesiątych XX w. Na drugi dzień postanowiłam, że zamienię się w prawdziwego odkrywcę wspomnień i odnajdę coś, o czym większość z nas już zapomniała, dlatego wybrałam się na strych w rodzinnym domu, gdzie wśród masy, zbieranych przez lata, niepotrzebnych ubrań, mebli, bombek i zabawek, którymi bawił się jeszcze mój tata, ujrzałam dużą, złotą ramę, zniszczoną upływającym czasem i owianą zapomnieniem. Z trudem się do niej dokopałam. Przetarłam dłonią zakurzoną szybę i po raz pierwszy zobaczyłam herb kupców, przedstawiający tarczę z trzymasztowym żaglowcem. Czułam się wyjątkowo, trzymając w rękach skrawek historii, którą ocaliłam od zapomnienia. To siedemdziesięcioczteroletnie tablo przedstawiało fotografie grodziskich kupców z 1949r. wraz z ich i nazwiskami i podziękowaniami dla prezesa zrzeszenia. W mój projekt zaangażowałam rodzinę i wraz z ciocią stworzyłyśmy plan ulicy 11 Listopada z lat młodości moich dziadków, na którym można zobaczyć właścicieli, rozmieszczenie i rodzaje